W Birmie lało cały czas, ale i tak były to wspaniałe 3 godziny. To jest jednak inny świat, ludzie uśmiechnięci, kolorowo, syf na ulicy, gwar, wielki, pyszny obiat za 2 zł (drugi wziąłem na wynos na wieczór, jak już byłem w Tajlandii), kawa 70 groszy – wyśmienita birmańska kawa, nie jakieś g… z torebki. Moje poprzedni japonki z Filipin ktoś mi zakosił na Full Moon Party na Ko Phangan, gdy zostawiłem je pod skałami niedaleko plaży, więc tutaj kupiłem nowe – 3 zł 50 gr. Ah, szkoda, że tak lał deszcz. Aparat znowu zostawiłem w plecaku, deszcz mógł mu tutaj tylko zaszkodzić…
W drodze powrotnej jeden z pasażerów z Birmy poczęstował mnie 43% Birmańskim Rumem, no i za nim dopłynęliśmy do Tajlandii nie było 0,7l. Moja Mama powiedziałaby, że nie ma się czym chwalić. Może i nie ma, ale ja wyszedłem z łodzi o własnych siłach i świetnie się czułem (nawet mną nie kołysało), natomiast kolega z Birmy potrzebował pomocy, :) -a piliśmy po równo. 0,7l Biramńskiego Rumu w 30 minut. Tak się bawi, tak się bawi AGH!