500 km na motocyklu, który na moje oko nie pojedzie więcej, niż 70 km/h; to był długi i meczący dzień…
No, ale dojechałem do Quang tri. Jeśli ktoś jest zainteresowany historią i działaniami militarnymi na Półwyspie Indochińskim w latach 1957–1975, to tutaj na 17 równoleżniku działo się najwięcej, gdyż była tu granica między Północną komunistyczną Demokratyczną Republiką Wietnamu i Południową Republiką Wietnamu wspieraną m.in. przez USA.
Ponieważ nie jestem koneserem historii Wietnamu, a czas ucieka (wiza nie trwa wiecznie) swój pobyt w tym miejscu ograniczyłem do wizyty w Thanh co Quang tri, muzeum upamiętniające walkę Wietnamczyków w tej okolicy.
Przejechałem już kawałek, więc czas na kila słów o motocyklu i drogach w Wietnamie.
Motocykl ma tylko lewe lusterko (ważniejsze), klakson działa, jak mu się chce, jak włączę światła, klakson nie działa w ogóle, moto czasem nie chce odpalić, czasem biegi nie wskakują, czasem traci moc w trakcie jazdy po czym gaśnie w drodze (zwykle, jak jadę z mocno odkręconą manetką ponad 10 min.) albo sam sobie zmieni bieg na wyższy, hamulce są trochę słabe, zwłaszcza przedni, nnymi słowy , w Polsce przeglądu by nie przeszedł…
Licznik i prędkościomierz też nie działają, ale przecież ja nie kupiłem pojazdu, żeby patrzeć na prędkościomierz, chodź czasem zżera mnie ciekawość, ile to już dzisiaj kilometrów przejechałem i ile jeszcze przede mną przed zamierzonym celem?
Za Ninh Binh złapałem kapcia :) Łatka + robocizna 1,5$ :)
Wietnam wymaga od kierującego pojazdem wyjątkowej uwagi i ostrożności. Na trasie niejednokrotnie przekonałem się na własnej skórze, że duży ma zawsze pierwszeństwo i jeśli na przykład autobus z naprzeciwka wyprzedza ciężarówkę (na zakręcie), która w tym samym momencie wyprzedza skuter, który wyprzedza inny skuter, to trzeba zjechać! Tutaj nikt się nie zatrzyma, tutaj w takiej sytuacji tylko trąbią i walą długimi po oczach! Jeśli właśnie wyprzedza cię autobus na drodze, gdzie jest tylko po jednym pasie w każdym kierunku, to prawie pewne, że będzie ścinać i jak nie zwolnisz, to możesz się spotkać z Panem Bogiem szybciej, niż byś tego chciał. Wyprzedzanie poboczem po lewej stronie samochodu przez motocykle i skutery jest często praktykowane (Ja tez praktykuję). Jak ktoś wjeżdża na drogę z pobocza lub drogi podporządkowanej, to nie ma się co łudzić, że upewni się, czy nie nadjeżdżasz. Wietnamczycy po prostu wjeżdżają, a jak nie zatrąbisz to wjadą ci prosto pod koła, a czasem trąbienie nie pomaga i trzeba, albo hamować, albo omijać, a najlepiej jedno i drugie jednocześnie! Nie mówię co się dzieje na skrzyżowaniach w dużych miastach :) Na drogach a w Wietnamie odniosłem wrażenie, ze lepiej zapomnieć o kulturze jazdy. Po prostu, trzeba jechać do celu, niezależnie od tego czy jest czerwone światło, czy to droga pod prąd, czy jezdnia jest tak zakorkowana samochodami i skuterami, że wszyscy zaczynają omijać korek po chodniku. Trąbić i jechać, ale nie dać się zabić!
Stan dróg oceniam jako zróżnicowany. Człowiek jedzie 30 km po szerokiej równiutkiej asfaltowej drodze, a tu z Nienacka uskok, dziura, żwir lub cokolwiek... Kila razy tak wyleciałem, że aż czułem jak oba koła się odrywają! A przynajmniej takie miałem wrażenie. Ale doświadczenia się nabywa w drodze. Teraz już wiem, ze przed mostem i za mostem zawsze mogę się spodziewać niespodzianek w postaci nierówności poprzecznych, podłużnych, o różnej głębokości, czasem wszystko na raz, a czasem równiutko! A czasem z najważniejszej drogi w Wietnamie AH1 z Hanoi do Ho Chi Minh City robi się 5 km polnej, zakurzonej drogi...
Inny przykład – przejazd kolejowy – niby dwa pasy, każdy w przeciwnym kierunku, ale niech ktoś zamknie rogatkę, to zaraz się okaże, że po jednej stronie są dwa pasy w tym samy kierunku i po przeciwnej stronie to samo. Pociąg przejechał, rogatka otwarta i co? To trzeba zobaczyć, nie da się tego tak po prostu opisać! (Zdjęcia nie pokażą tego harmideru, klaksonów, terkotu silników, temperatury od rozgrzanych maszyn).
Ah uwielbiam ten inny świat!