W Rotorua mogę polecić Goverment Gardens (tam jest muzeum i jego budynek z zewnątrz jest już interesujący) oraz krótki walk tuż obok, wzdłuż jeziora Rotorua, gdzie można zobaczyć na brzegu osady siarki i parującą od wysokiej temperatury wodę. Dla niektórych może być ciekawy także Kuirau Park na zachód od Centrum. Jest tam sporo pokopanych dołków z których leci para, a miejscami bulgocze błoto. Miasto jest w obszarze termicznie aktywnym, więc zwykle jeśli dotkniecie ziemi, to bije ciepłem.
Jeśli chodzi o koszty, to co mi się w tym mieście podobało najbardziej, to tylko cena paliwa :2,02 NZD.
Reszta, to dla mnie KOMPLETNE DNO I KOMERCHA w porównaniu z pozostałą częścią Państwa. Nie spotkałem w tym kraju płatnego Internetu w żadnej bibliotece publicznej, a podczas deszczowych dni odwiedziłem ich chyba z 15. Aż do tego miejsca. Nigdzie indziej nie chcieli również opłaty za wstęp do Muzeum Miejskiego, ale tutaj chcą. Centrum miasta wieje nudą. Poza wcześniej wymienionymi Parkami i Walk’ami, City Center jest dla mnie kompletnie nieciekawe. I w całym mieście śmierdzi zgniłymi jajami, bo pełno tu przecież siarki w koło.
Ciekawa jest natomiast okolica miasta, a zwłaszcza to co znajduje się na południe od niego.
20 minut samochodem na południowy-zachód są piękne jeziora: Okataina, Okareka, Terawera, Blue i Green Lakes. Kazde zupełnie inne.
Do Taupo natomiast prowadzi droga nr 5, nazywana „Thermal ExplorerTourin Route” Jest tu mnóstwo dolinek powulkanicznych, niestety komercyjnych, niestety nie zbyt tanich, ale będąc tu raz w życiu postanowiłem odwiedzić tą podobno najbardziej kolorową, Wai-o-Tapu.
To co bardzo lubię w NZ, to toalety. Są zawsze czyste, zawsze mają papier toaletowy, nawet na szlaku turystycznym, gdzie przechodzi jedna osoba tygodniowo. Jest czysto i wszędzie jest informacja o zabranie ze sobą śmieci, bo koszów w parkach jest nie wiele. W miejscach ze sotlikiem i ławeczkami często stawiają Barbecue, gdzie zupełnie za free można sobie coś przygrillować, np.Grzaneczki (Kanapka z topionym żółtym serem, szyneczką i ketchup'em)