W Indonezji ceny za posiłki od razu mi się spodobały. Przekąski na ulicy zaczynają się od około 30 groszy, a smaczny posiłek można zjeść za 1,5 – 3 zł. Szczególnie polecam Budeg (ryż+jajko+jackfruit+kurczak) = Indonezyjskie niebo w gębie. Na moje nieszczęście (podobnie jak w Malezji i wszystkich muzułmańskich krajach świata) rozpoczął się Ramadan, więc większość muzułmańskich restauracji jest w ciągu dnia zamknięta. Warto natomiast zaobserwować, co się dzieje na ulicach miast po zachodzie słońca. Dosłownie wszyscy muzułmanie, niezależnie, czy pracują w restauracji, w sklepie odzieżowym czy po prostu spacerują po ulicy, wszyscy łapczywie jedzą! Ramadan trwa miesiąc. Przez 30 dni muzułmanie mogą jeść, palić tytoń i pić tylko przed wschodem i po zachodzie słońca. Nie wolno im pić nawet jeśli jest 40 stop. C. I nie piją. I nasunęło mi się pytanie. Jak obchodzą post Polacy w Wielki Piątek?
Ceny w hotelach w Yogyakarcie, jak w reszcie Azji – 5-10$
Natomiast zdecydowanie nie spodobały mi się ceny wstępów do Pranbanan oraz Borobudur, najważniejszych świątyń w Indonezji (obie są w pobliżu Yogyakarty) i kosztują po 20$ każdy bilet. Dobrze, że mam legitymację studencką, bo dzięki temu zapłaciłem połowę ceny. Niektórzy bardziej cwani blogowicze, których miałem przyjemność czytać, podobno pokazywali dowody osobiste i też udawało im się wejść na zniżkę. Cokolwiek byśmy nie pokazali, jest to kserowane.
Do świątyń można dostać się wycieczką organizowaną lub autobusem. Ja standardowo wynająłem motocykl (najtańsza opcja transportu, około 5$ za 24h) i obskoczyłem obie świątynie w jeden dzień robiąc przy tym ponad 140 km.