No i stało się – moja Sigma 18-200 zacięła się (podczas ostatniego dnia w Don Det). Naprawa okazała się zbyt kosztowna i zbyt długo trzeba by czekać, dlatego musiałem kupić nowy obiektyw :(
Nikkor 18-55, zwykł, kitowy obiektyw :( To już nie będzie ta sama jakość :( To już nie będą zawsze takie zdjęcia, jakie lubię robić :(.
No i musiałem wywali 5000 batów tajlandzkich, czyli około 500 zł. To jest jakieś 1,5 tygodnia podróżowania krócej!!! Fuck!
Ok., nie ma co płakać, sytuacja jest opanowana – ważne, ze mogę strzelać foty.
Jedziemy dalej :)
Pattaya, zatłoczone, pełne drogich restauracji i ekskluzywnych hoteli, oddalone o 147 km od Bangkoku miasto. Plaża jest brzydka i brudna, a w nocy pełno na niej szczurów! Na każdym kroku słychać Rosjan, nawet częściej niż Tajów. Szyldy reklamowe w większości sklepów są również po rosyjsku. W nocy miasto zamienia się w jeden wielki burdel, chodź i w ciągu dnia non stop zaczepiały mnie roznegliżowane dziewczyny krzycząc za mną „massage!”, a co śmielsze łapały za ramię próbując zatrzymać! Nie mam w budżecie tego typu rozrywek, więc zawsze jakoś się migam :) Nocą całe miasto wygląda jak Patpong w Bangkoku. Wiedziałem, że Pattaya słynie z klubów go go, ale to co tutaj zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Praktycznie nie ma tu ulicy bez klubu nocnego, a i są takie, gdzie nie ma nic innego, tylko burdele! Obok Rosjan pełno tu Chińczyków , emerytowanych europejczyków z krajów po zachodniej granicy Polski i Amerykanów. Większość z nich siedzi w klubach Go go w obecności tajskich dziewczyn stawiając im drinki, by wieczór zakończyć w hotelu uprawiając sex za mniej więcej tyle, ile zarabia się na zachodzie w ciągu jednej-dwóch godzin pracy!
Na deptaku wzdłuż plaży wieczorem również nie miałem spokoju. Non stop: „massage!, massage!”
Jeden dzień w tym mieście to za długo! Nie dziwię się, że Lonley Planet nie napisało o nim nic. Natomiast napisał o nim sporo Pascal, dlatego tu przyjechałem, ale jak już wspominam o obydwóch wydawnictwach, to muszę powiedzieć, że kupując Pascala wyrzuciłem pieniądze w błoto! Pascal poleca zwykle drogie hotele i drogie wycieczki, a często w opisie, „jak dojechać” pomija publiczne środki transportu, które są zazwyczaj najtańsze.
Pattaya – zdecydowanie nie polecam! Pewnie niektórzy czytelnicy, zwłaszcza płci męskiej mogą być zdziwieni, ale uwierzcie - to miasto nie ma kompletnie nic do zaoferowania poza drożyzną, brudną plażą i tanimi prostytutkami, z których prawdopodobnie znaczna większość miała do czynienia z mężczyznami z całego świata. Takim Paniom, to ja dziękuję bardzo, chodź niektóre są naprawdę nieźle obdarowane przez naturę!
Aha, w Pattaya znalezienie hotelu na „moją kieszeń” zajęło mi trochę czasu. Popytałem trochę kierowców mototaxi, gdyż oni są najlepiej zorientowani i każdy radził, aby szukać w okolicy Soi Chaiyapoon. 16 zł za nocleg może być, co nie? Ale warunki (pomimo pokoju z łazienką) były a la Sweete w Bangkoku, czyli jeden z najgorszych hosteli, w jakich miałem „przyjemność” spać w czasie mojej podróży.