Pai – małe miasteczko niczym nie wyróżniające się z pośród wielu miejscowości turystycznych, w których byłem w Azji. Natomiast okolica usłana jest pięknymi górami i wodospadami.
Drugiego dnia mojego pobytu w tym miasteczku wybrałem się na 14 kilometrowy trekking wzdłuż strumienia do wodospadu Mae Yen. Trekking przez dżunglę i wodospad bardzo piękne, ale…
Już na początku widziałem przez ułamek sekundy, jak uciekł tuż przede mną wąż, długi na 3, może nawet 4 metry, grubszy od mojej ręki. Myślę, ze to kobra, bo podobno ten gatunek węży potrafi bardzo szybko się poruszać. Nie zdajecie sobie sprawy, jak szybko taki wąż potrafi zwiewać. Po godzinnym spacerku spotkałem kolejnego, tym razem mniejszego węża. Dwa węże w ciągu jednego dnia, fajnie! Idę sobie dalej, a tam dwie kobry 15 metrów przede mną! No super, jedyna droga do wodospadu prowadzi wzdłuż strumienia i akurat na niej są te dwa wielkie węże. Czyli albo zawracam, albo idę powoli w kierunku gadów i patrzę, żeby którejś na ogon nie nadepnąć. Po czterech godzinach marszu mam się wycofać? Nie ma mowy. Powoli przeszedłem obok, ale zagrożenie gdzieś się schowało w krzakach lub pomiędzy kamieniami. Tego dnia na szczęście już więcej z wężami nie miałem do czynienia, ale to wielkie szczęście spotkać kobrę w środowisku naturalnym, a ja w ciągu jednego dnia widziałem aż 3 sztuki