Dla mnie było to miasto tranzytowe w drodze do Manili. Jednak miałem sporo czasu, aby pojechać do centrum i zobaczyć metropolię. Singapur to przede wszystkim centrum finansowe tego regionu świata, co widać na pierwszy rzut oka już po cenach, które są kilkukrotnie wyższe niż w krajach, w których byłem do tej pory. Jest tu mnóstwo wieżowców, które już po wizycie w Chinach przestały robić na mnie wrażenie. Jedynie dzielnica o nazwie Little India przypadła mi do gustu. Można tu dość tanio (jak na Singapur) zjeść tradycyjne potrawy indyjskie, które smakują identycznie jak w Varanasi czy New Delhi, tylko są kilka razy droższe. Najniższe ceny zaczynają się od 3,5$ Singapurskiego, a za jeden placek chapati trzeba zapłacić 1$ !!!!!!!! W Little India żyją głównie hindusi, a ulice, sklepy, muzyka, zapachy (oprócz moczu) są takie same jak w Indiach, tylko jest dużo czyściej i krowy nie pasą się w śmieciach, bo ich tu nie ma.
Singapur jest bardzo czystym miastem. Za spożywanie jedzenia w metro można zapłacić 500$ singapurskich – powiedziała mi to pewna życzliwa Pani, kiedy zajadałem orzeszki ziemne, zresztą są tabliczki informacyjne (wcześniej ich nie zauważyłem)… Tutaj nawet za rzucie gumy w miejscu publicznym można dostać mandat!
Jeśli ktoś ma trochę kasy, kocha robić zakupy i lubi spacery pomiędzy wielkimi budynkami ze stali, betonu i szkła, to jest to miasto, które przypadnie do gustu. Ja wolę spokojne miasteczka, plaże i góry, więc dla mnie 3.0 (dostatecznie).