W Manili wylądowaliśmy około 3:30 rano. Z lotniska wyjechaliśmy około 10:30. tyle czasu zajęło załatwianie spraw papierkowych związanych z poszukiwaniami naszych bagaży, które gdzieś zaginęły! Tiger airlines zapomniał ich pewnie zabrać z Singapuru, albo ktoś je po prostu ukradł!!!! Na szczęście dzień przed wylotem robiłem pranie, a ponieważ suszarką dla moich rzeczy jest zewnętrzna część mojego plecaka podręcznego (jest tu mnóstwo klamer i sznurków gdzie mogę wieszać pranie, które później schnie podczas spacerów), oprócz tego co miałem na sobie, miałem jeszcze kąpielówki, krótkie spodenki i T-shirt. Właściwie brakowało mi tylko jeszcze jednej pary skarpet, ale uzupełniłem bagaż za 0,5$ z czego jedna z kupionych skarpet okazała się być większa od drugiej. Poza tym został mi polar (w samolocie jest zawsze dla mnie za zimno, bo nadużywają klimatyzacji), laptop, aparat (bez ładowarki :( ), środek przeciw komarom, karta płatnicza i jakaś tam gotówką. Masa całkowita bagażu 6,4 kg. I co teraz?
Podobno w Manili jest strasznie niebezpiecznie, niektórzy napotkani życzliwi ludzie radzili nam, żeby nosić plecak tyłem do przodu. Pierwsza myśl – przesadzą! Już w pierwszy dzień przyłapałem frajera, jak grzebie mi w małej kieszonce mojego plecak, podczas gdy szedłem sobie ulicą! Ale go zwyzywałem!!! A co na to ludzie? Wszyscy dobrze widzieli, że chce mnie okraść. I nic! W końcu jestem biały i mam $ na czole! No i już uważam. Podobno wyrywają aparaty, plecaki na ulicy!
Inny przykład, wsiadam do taxi, podbiega grupka chłopców około, 13-16 lat: Proszę, daj 10 pesos ( tj. 0,25$) na jedzenie, sięgasz po portfel i znika 10 pesos wraz z portfelem, a filipińskie dzieciaki biegają baaaardzo szybko. Dowiedziałem się o tym od pewnej starszej filipinki, która nosi plecak z przodu (na klatce piersiowej). Dwie godziny później jechałem taxi i początek podróży był identyczny, jak opowiadała Starsza Pani, ale miałem same grube nominały, więc chłopcy musieli poszukać zdobyczy gdzieś indziej! :)