Zrealizowałem marzenie.
Co dalej?
Chwilka w Australii - nie zbyt długo…
Później na trochę wracam do Azji, by poleżeć gdzieś na plaży, ale z dala od komputera i Internetu. Hamaczek, szum morza, bungalows, palmy kokosowe i relaks. Jeśli wpiszę jakieś teksty na bloga, to nie zbyt szybko, bo bagaż z komputerem zostawiam w pierwszej lepszej przechowalni i zabieram tylko kosmetyczkę i majtki na przebranie. Plecak max 2-3 kg. Nawet ręcznika nie biorę, słońce mnie będzie suszyć. Nie chce mi się tego tachać…
Sporo osób pyta, kiedy wracam. Odp: Raczej nie chcę wracać. Mam dość narzekania, wszystkich w około, że jest źle w tym kraju... Najbardziej mam dość swojego narzekania. Na pewno w PL powinienem się pojawić na chwile pod koniec roku, gdyż wzywają mnie super, hiper, mega ważne obowiązki rodzinne, ale później znowu uciekam z Europy. Nawet bilet lotniczy już kupiłem, żeby przypadkiem mnie nie pokusiło, żeby zostać :)
Zanim wyjeżdżałem na tę podróż, byłem bardzo oszczędny. Teraz jestem mega sknerą do potęgi n. Potrafi sobie odmówić naprawdę bardzo wiele z myślą, że przecież kolejne zaoszczędzone 10$ dają mi szansę na zostanie gdzieś w tym niezwykłym świecie parę chwil dłużej. Bo to jednak nie pieniądze tu dają szczęście. Nie fakt, że śpisz w lepszym hotelu,w hostelu Sweety w Bangkoku czy w namiocie. Nie to, że jeździsz taksówką, autobusem czy stopem... To ludzie, których spotykasz na swej drodze Miejsca, które odwiedzasz i poczucie wolności i niegraniczenia. Te rzeczy sprawiają, że jestem tu ciągle happy. Pewnie jakby nie to, już dawno wróciłbym do domu. A przecież tak niewiele potrzeba do szczęścia
Jak to w ogóle było?
Mniej więcej rok temu podjąłem decyzję o tym wyjeździe. Mniej więcej wtedy zaplanowałem, gdzie chcę jechać i co chcę zobaczyć. Wszystko było mniej-więcej. Podróż zajęła mi to trochę więcej czasu, niż zakładałem na początku. Po drodze pojawiło się kilka nieplanowanych krajów. W niektórych miejscach pozostałem trochę dłużej, niż myślałem na początku, bo były wyjątkowe lub spotkałem ludzi, których żal było opuszczać. Plan mogę uznać za wykonany, marzenie zostało zrealizowane.
"It always seems impossible until its done".
(To zawsze wydaje się niemożliwe, aż zostanie zrobione)
Jestem szczęśliwszy, niż kiedykolwiek i jak dotąd, była najlepsza decyzja w moim życiu. Warto pomyśleć o tym w dobrym momencie, bo czas leci, a czym człowiek starszy, tym trudniej się zdecydować na taki wyjazd. O tym tripie marzyłem już od 10 lat, jeszcze jak mieszkałem w internacie z moim dobrym kumplem, który robi teraz karierę gdzieś tam w Warszawie :P. Zawsze było coś ważniejszego, co sprawiało, że „nie powinienem” jechać. To dostałem się na studia, to w wakacje miałem w miarę dobrze płatną robotę na weekendach, później dostałem dobrą pracę w specjalizacji, w której skończyłem studia. Nawet myślałem o założeniu rodziny! Dni, miesiące, lata uciekały, ale cały czas był ten wewnętrzny niedosyt. I pewnie byłby ten niedosyt i ta złość nie wiadomo na co do dziś, gdybym tego nie zrobił. A przecież każdy jest kowalem swojego losu. Zwolniłem się z pracy i jestem szczęśliwym bezrobotnym, z kupą pięknych wspomnień, doświadczeń i lekcji. Z nowymi, trochę mniejszymi marzeniami. Są i trochę większe, ale na ich spełnienie trzeba pracować całe życie. To największe z tych małych już spełniłem. A praca? Znajdzie się jakaś. Jeszcze w życiu dość się narobię, a i tak ZUS lub jakiś inny fundusz emerytalny mnie wydyma…
O widzicie, tylko pomyślałem o powrocie, już narzekam! Więc po co wracać?
I jeszcze może jedna mała "mądrość", która też bardzo mi się podoba, a może kiedyś komuś dodać odwagi do podjęcia takiej oto decyzji:
“Twenty years from now you will be more disappointed by the things that you didn't do than by the ones you did do. So throw off the bowlines. Sail away from the safe harbor. Catch the trade winds in your sails. Explore. Dream. Discover.” by MArk Twain
( "Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.")