W drodze do Auckland postanowiliśmy odbić trochę z trasy i zrobić jakieś trekking w okolicach wulkanu Taranaki. Wiedzieliśmy, że dwa dni ma lać, a później miało być ładnie…
Ok., łapiemy stopa i ….
- Hi, Where are you going?
- Stratford.
- Jump in! Where are you from?
- Poland
- O, ja też…..
I tak poznaliśmy Kingę, uśmiechniętą dziewczynę z Łodzi, która mieszaka w Christchurch od 5 lat, a tutaj akurat była w podróży służbowej. Za pierwszym razem Kinga przejechała obok nas, ale oceniła po chwili, że nie wyglądamy na seryjnych morderców, więc zawróciła, by dać nam lift’a. I całe szczęście, bo byliśmy jakieś 30 km przed celem naszej podróży, a tu zbliżały się ciężkie chmury. Fajnie jest spotkać Rodaka tak daleko od domu. Po pierwsze dlatego, że "Polacy nie gęsi, swój język mają". Pierwszy raz od kilku tygodni nie musiałem męczyć mojego angielskiego i chodź właściwie bardzo lubię to robić, usłyszeć tak daleko od domu język polski od nowo poznanej Osoby, to bardzo miłe doświadczenie. Po drugie, tak pozytywny człowiek, jak Kinga zawsze pomoże. Pierwszego dnia znalazła nam przy pomocy swojego jps’u super miejsce na namiot (rozkładaliśmy go podczas ogromnej ulewy, ale miejsce było świetne) i włąściwie dzięki Kindze przetrwaliśmy tę noc. Cały drugi dzień w Stratford spędziliśmy w bibliotece, bo co tu robić jak tak leje. Siedzę sobie, a tu wiadomość na e-mail'a:
„Hej
Tu Kinga. Mam nadzieje ze nie zmokliście za bardzo w nocy.
Na tą noc mam zakwaterowanie w chatce na kempingu w Oakura Beach, super położenie i blisko do parku. Jeśli chcecie suchy dach nad głową to zapraszam, mogę Was odebrać ok godz. 5-6 ze Stradford albo z New Plymouth. I odwieść do Stradford jutro rano.”
Dziewczyna przyjechała po nas 60 km w jedną stronę! Jednak wśród Polaków też trafiają się Dobre Dusze. No i tej nocy zostaliśmy przemyceni do domku letniskowe w Oakura tuż nad morzem Tasmana.. Kinguś, dzięki raz jeszcze za Twe złote serce, chyba byśmy w tym Stratford nurkowali w kałużach, jakby nie Ty tej deszczowej nocy! (Albo byśmy poszli do hostelu, bo to była na prawdę ulewna noc i nawet nasz bardzo dobry namiot mógłby tego nie przetrwać).
Kolejnym plusem spotkania Kingi mieszkającej w NZ jest to, iż mogliśmy poznać punkt spojrzenia kogoś, kto już tu chwile jest i widzi nie tylko to, co jest piękne (a jest tego sporo), ale również te mniej przyjemne rzeczy..
To co nasza Koleżanka z Christchurch lubiła najbardziej w tym kraju, to oczywiście to, że jednego dnia rano można jeździć na nartach nieopodal Arthur’s Pass, a po południu tego samego dnia trochę ponad 100 km obok popływać na kajakach w Banks Peninsula. W całej NZ jest pitna kranówa, to kolejny plus, ale w Christchurch jest najlepsza, najsmaczniejsza. Lepsza niż butelkowana woda mineralna. Potwierdzamy.
Ale są też rzeczy, które mogą w tym kraju denerwować, albo co najmniej zaskakiwać. Wyobrażacie sobie imprezę mocno zakrapianą alkoholem do późnych godzin wieczornych...W Katedrze! Następnego dnia rano w tej samej Katedrze o 8:00 była msza święta. Myślę, że na pewno komuś się gdzieś trochę piwa albo winka ulało na podłogę. Nie wierzę, żeby do rana tak dobrze posprzątano. Msza w Katedrze o zapachu piwa, wyobrażacie to sobie? Witamy na zachodzie! A właściwie to taki wschodni zachód :)
Ciekawostką jest również to, że niezależnie od twojego statusu społecznego i zarobków i składek jakie płaciłeś podczas wielu lat twojej pracy w tym kraju, wszyscy maja taką samą emeryturę… No chyba, że płacisz jakieś tam dodatkowe filary…
Kolejny minus to fakt, że daleko od Polski, od domu, do rodziny, ale ja tam Kingę rozumiem. W końcu tutaj znalazła Swoją Drugą Połówkę.
Następnego dnia pożegnaliśmy Naszą Dobą Duszę i udaliśmy się w kierunku Dawson Falls. Zwykle w górach lubimy to, że po męczącym spacerze możemy oglądać piękne krajobrazy. Tutaj też można tego doświadczyć, chodź przy tych warunkach pogodowych, jakie my mieliśmy, szczyt góry zobaczyliśmy tylko 2 razy po nie dłużej niż 20 sekund. Cały czas był w chmurach. Jednakże w Egmont National Park poza wulkanem jest coś jeszcze. Może się powtarzam, ale muszę to napisać, bo to jest znaczna część piękna Nowej Zelandii. Każdy kojarzy ten kraj z górami, zielonymi wzgórzami i wulkanami, a jest coś jeszcze, równie wyjątkowego. Lasy Deszczowe! Nigdzie indziej na świcie nie widziałem tak pięknych lasów porośniętych firankami mchów i porostów, z ogromnymi paprociami. Być w NZ, a nie zobaczyć chodź raz takiego lasu, to prawie jak grzech!