W Surat Thani wylądowałem o 1:30 w nocy, czyli z godzinnym poślizgiem. W Tajlandii pociągi odjeżdżają punktualnie tylko z pierwszej stacji, z każdej kolejnej już z opóźnieniem :).
Na dworcu w Surat od razu znalazł się kierowca Tuk Tuka, który bardzo chętnie chciał nas podrzucić do Promu. Ze mną było jeszcze trzech Brytyjczyków, więc podzieliliśmy koszty i wyszło po 100 batów na głowę (ap ropo czemu Ci ludzie z zachodu się nie targują! Przecież mogliśmy jechać za połowę tej ceny, a oni po prostu wsiedli zadowoleni, że nie kazał płacić po 200 batów!) Po dojechaniu na miejsce chłopaki poszli do hotelu, a ja na Pier - po co płacić za nocleg, skoro jest 2:30 w nocy, a pierwszy prom odjeżdża podobno o 6:00. Okazało się, że z przystani na który przywiózł nas Szanowny Pan Kierowca Tuk Tuka odpływa tylko jeden prom dziennie o 23:00, a port z pozostałymi promami znajduje się o godzinę drogi od miasta. Okłamał nas! Chciałbym zobaczyć minę Brytyjczyków rano po przebudzeniu. Nad ranem zacząłem wypytywać kierowców Tuk Tuków, jak dostać się na Pier, skąd odpływa prom na Ko Phangan o 6:00 rano. Każdy kierowca (a było ich w sumie trzech) chciał 40 batów za podwiezienie do Tourist Office, które miało być czynne i sprzedać mi bilet za mniej niż 300 batów. 3 razy Panowie zawozili mnie do różnych biur, które jednak były zamknięte! Jeśli ktoś mówi, że biuro jest otwarte, a później okazuje się, że jest zamknięte, to jak ja mogę zapłacić za usługę (nawet jeśli jechał ze mną 3 kilometry). Nie zapłaciłem ani razu! Nasłuchałem się plugastw w języku angielskim i tajskim tej nocy skierowanych w moją osobę, ale drugi raz oszukać się nie pozwoliłem, a suma summarum wróciłem do jednego z pokazanych mi Turist Officów i poczekałem do 5:30, gdyż tylko to jedno mieli otwierać tak wcześnie rano. O 7:00 byłem już na promie za 220 batów + 100 batów za pick up spod biura. I tak zaoszczędziłem ponad 300 batów w stosunku do tego, ile bym zapłacił jadąc z Chumphon, no i miałem ciekawą noc :)