Kolejne 2,5 dnia poświęciłem na powrót do Chiang Mai, drogą południową, przez co nadłożyłem trochę drogi, ale miałem okazję zobaczyć jedne z najpiękniejszych wodospadów w Tajlandii północnej, śliczne góry, wraz z najwyższym szczytem Tajlandii w Parku Narodowym Doi Inthanon. Do części wodospadów dojechałem na motocyklu, do części musiałem podejść parę kilometrów. Ogólnie, żeby je wszystkie zobaczyć, musiałem narobić trochę kilometrów i nie zawsze było lekko. Wypożyczona przeze mnie Honda Wave 110 niejednokrotnie podczas podjazdu pod górę wyła, jak zarzynana krowa, co wymagało użycia biegu pierwszego, a i tak czasem był problem…
Pora sucha ma tu swoje plusy. Po pierwsze jest puściutko nasz szlakach i pod wodospadami. Bardzo rzadko widywałem turystów. Po drugie, nie leje, więc skoro mam karimatę, mogę spać na zewnątrz. Raz mnie tylko deszcz obudził, ale akurat wtedy spałem w opuszczonej chatce przy drodze wysoko w górach Zmarzłem jak diabli, ale zachód słońca, bezcenny!