No i trafiłem do kolejnego kraju, którego nie było w moim początkowym planie :)
Już z samolotu przez okno można zobaczyć setki pagód i świątyń w Birmie. Dlaczego przyleciałem samolotem? Przecież transport lotniczy jest taki drogi… Niestety; innej drogi wejścia dla turystów zagranicznych nie ma! Przejścia naziemne nie przepuszczają turystów - tylko w północnej Tajlandii, ale do przygranicznych miejscowości.
Pierwszy dzień w Myanmar i już widzę, że jest naprawdę biednie, może nawet biedniej niż w Kambodży, miejscami jak w Indiach, ale ludzie są autentyki, jeszcze nie nasiąknięci turystyką, uśmiechają się, chodź ceny dla białych są wyższe.
Niestety nie odrobiłem zadania domowego i mam spory problem pieniędzmi. Okazuje się, że można płacić tylko Kiatach (miejscowa waluta) lub dolarach. Ja mam US$, jednakże ponad połowa moich dolarów jest zbyt pogięta, delikatnie popisana lub za stara dla Birmańczyków. Mam dolary z 2004 i tutaj mogę sobie je wsadzić…!
…do kieszeni i wydać w innym kraju, a pieniądze muszę skombinować inaczej. Na razie wspomagać będzie mnie Beata, ale co zrobimy za tydzień!!! Żeby nie było, to jest Birma – podobno można zapomnieć o bankomatach, w Mandalay nie znalazłem!
Kraj otwarł się na turystów 2 lub 3 lata temu, wcześniej rząd Myanmar nie był skory do wydawania wiz dla obcokrajowców. Ponieważ nie ma zbyt wielkiej konkurencji między hotelami, ceny są bardzo wysokie. Za pokój 2-osobowy płacimy w Mandalay 22$ (Guest House A.D. 1), w tym mieście nic taniej nie znaleźliśmy, a trochę czasu na szukaniu nam zeszło...
Ceny podane w przewodniku Lonely Planet z przed roku są już 2 razy wyższe!!!