Lobok, miasteczko usytuowane w sercu dżungli na rzeką. Wilgotność 80-90%, po południu standardowy deszcz (shower trwa zwykle do 2 godzin, ale momentami jest bardzo intensywny), nawet teraz w porze suchej. Ciepły deszcz tropikalny, bardzo miłe doświadczenie. Temperatura momentami dochodzi do 40 stop. C, po opadach jest parno. Miejscowe dzieciaki poczęstowały mnie jakimś owocem, pysznym, soczystym, miękkim, zielonym z zewnątrz, białym w środku owocem, ale nie wiem co to było. Nigdy wcześniej tego nie jadłem, ani nie widziałem. Muszę to dorwać – niebo w gębie!
Polecam hostel „Nuts Huts” (300 piso nocleg w dormie) mnóstwo backcaperów, niesamowite, klimatyczne miejsce. O Internecie możecie tu tylko poważyć. Po ścianach chodzą gekony wielkości dłoni. Można popływać w rzece (węże schodzą do rzeki podobno wieczorem, ale bardzo rzadko, krokodyli nie ma) Można sobie tu urządzić trekking po dżungli, przewodnicy znają jaskinie, gdzie zobaczycie niewielką kolonię nietoperzy. Poszedłem tam, widok nawet fajny, ale następnym razem zastanowiłbym się, czy aby nie spożytkować te 200 piso gdzieś indziej na inną atrakcję…
Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy tu akurat w niedzielę, gdyż tylko w ten dzień tygodnia od 14:00 do 18:00 można zobaczyć walki kogutów (wstęp 100 piso). Jest to typowa rozrywka Filipińczyków (na arenie prawie w ogóle nie było turystów, tylko miejscowi) Ogólnie we wszystkich okolicznych wioskach przy każdym domu widać koguty przywiązane za nogę do drzewa (jak psy w Polsce przy budzie). Tutaj każdy mężczyzna hoduje koguty, by móc co jakiś czas zaprezentować je podczas walki. Koguty mają zamontowane na nogach metalowe ostrogi i zawsze jeden z nich ginie podczas starcia. Walki widowiskowe i okrutne, i bardzo emocjonujące, gdyż Filipińczycy non stop zakładają się przed walką, który kogut wygra. Ja wygrałem 300 piso, trzy razy pod rząd po 100 piso. Zobaczyło to mój sąsiad i poprosił mnie, żebym wybrał dla niego koguta. Możecie mi wierzyć albo nie - wybrałem dla mojego sąsiada 4 koguty pod rząd, które wygrały, Beata to potwierdzi. Gość mówił, żebym po prosu wybierał i wybierałem… Gość mówi, po prawej jest lider, ja mówię, ten biały po lewej mi się bardziej podoba, gość wybiera białego i biały wygrywa. Ale przy każdej walce stresowałem się jak On i jego trzech kumpli. Dzięki moim wyborom chłopaki wygrali 3200 piso. Z radości postawili nam po jednolitrowym piwie i gorącej lasce kukurydzy. Możecie mi wierzyć albo nie, jak powiedziałem, żeby już sobie dali spokój, bo już dość wygrali; spasowali. Możecie mi wierzyć albo nie, ale to było jedno z najlepszych doświadczeń w całej mojej podróży! Możecie nie wierzyć. To taka historyjka…
Nawiasem mówiąc robotnik na budowie w Loboku dostaje 250 piso (około 6$) za cały dzień pracy - teraz rozumiecie, czemu chłopaki się tak cieszyli :)