Za wypożyczenie roweru 30 RMB + 1100 RMB depozytu( nie miałem, więc dałem 200$)
Pani z hotelu powiedział, że w ciągu ostatnich 2 tygodni trzem osobą ukradziono rower z ich hotelu podczas przechadzek po mieście, po czym od razu zaproponowała taxi…
Ogólnie większość chińczyków to kłamcy i naciągacze (przynajmniej w stosunku do białych!)
Stwierdzili to Niemcy, z którymi później jadłem tradycyjny w tym regionie posiłek, stwierdził to Brytyjczyk, który sporą część nocy spędził w toalecie, nie zchodząc z kibla; i stwierdził to również JD, ziomek ze Stanów, który poleciał na 2 miesiące do Tajlandii (I’ll see you in Bangkokg, Remember!)
Krótko o Guilin. Jak przystało na porządne chińskie miasto, nieodzownym elementem jest smog (mgła?), niezliczne ilości ludzi mknących na skuterach, charakterystyczne jedzenie uliczne pieczone jak się później dowiedziałem w oleju z odzysku z lepszych restauracji oraz mnóstwo chińskich znaków nad sklepami i hotelami, które w nocy zwykle świecą jaskrawymi kolorami, sprawiając, że człowiek czuje się, jak w wesołym miasteczku.
Miasto słynie z krasowych wzgórz mających do 200m wysokości. Większość wzgórz w mieście należy do parków, gdzie za wstęp należy uiścić opłatę. Ja wyjechałem za miasto i miałem to samo, tylko bez dodatkowych kosztów i bez biegających „pod nogami” irytujących chińczyków robiących zdjęcia telefonami komórkowymi na każdym kroku.
Dojechałem na rowerze również za miasto do Guangming Hill, gdzie znajduje się Red flute cave, wstęp 90 RMB! Tym razem pokazanie karty Euro 26 i mówienie, że jest się studentem z Europy nie przeszło :( Może następnym razem…
Apropo ulicznego jedzenia – zwykle jest to mięso nabijane, jak szaszłyki, pieczone w oleju i przyprawiane na ostro. Rodzajów mięsa jest mnóstwo: wołowina , baranina, konina, serca z kurczaków, udka z kurczaków, ośmiornice, węże itd.
Węża też skosztowałem (3 RMB), same ścięgna, dlatego podczas pieczenia kucharz non stop musi je nacinać, ale jak się dłużej pożuje, to można przełknąć :)
W Guilin tradycyjną specjalności regionalną jest potrawa z psiego mięsa z czosnkiem. Są tu farmy hodujące psy na ubój. Ponieważ potrawa kosztowała 55 RMB (to dużo, jak na chińską kuchnię), zrzuciliśmy się na nią z poznanymi przeze mnie Niemcami studiującymi w Chinach; każdy bardziej chciał skosztować psiego mięsa, niż się nim najeść.
Na pewno nasuwa się wam pytanie, jak smakuje psie mięso. Mi smakowało trochę ja wołowina, było bardzo żylaste, co wymagało długiego gryzienia, i miało dużo małych ostrych kostek, ale po dokładnym przeżuciu, potrawa nawet zjadliwa.
Zapytacie: skąd mam pewność, że to psie mięso.
Mi trafił się kawałek nogi łącznie z pazurkami i opuszkami! Nie ma lipy :)