Autostop w Victorii to jest po prostu bajka, w porównaniu z tym, co było na północy Australii. Ludzie mówią, że jak jeździ para (chłopak i dziewczyna) współczynnik zaufania jest największy. Myślę, że w parze można tu autostopem czasem podróżować szybciej, niż komunikacją publiczną, która nie jest najlepsza, bo wszyscy mają samochody!
Ludzie, których spotykaliśmy w Victorii i dawali nam lift’a często byli dla nas niesamowici, nie z tej ziemi. Zwykle nie zamykają domu na noc. Zdarzyło się nawet, że zaprosili nas na nocleg do swojego mieszkania, na lunch lub pozwalali nam rozłożyć namiot na ich podwórku. Uśmiechnięci, zadowoleni z życia, gościnni. Aż ciężko sobie wyobrazić, że są takie miejsca, że są tacy ludzie... A tu po prostu tak jest i nikogo to nie dziwi, tylko mnie...
Jak jechaliśmy do The Grampians ugościł nas Geordi, (Kiwi, ale mieszka w Australii od 20 lat). W Halls Gap rozłożyliśmy się pod domem Kara’y (naszej lift’erki) i Tai’a, bo „po co macie płacić za pole namiotowe?”
A Park Narodowy The Grampians - jest bardzo ładny. Góry, więc inaczej być nie może :). No i przepiękne View Pointy - oczywiście po całodniowych trekkingach :)