W Darwin spotkałem się ze znajomym Włochem, którego poznałem na Ko Chang – Simone. Pamiętacie?
Następnego dnia pojechaliśmy z Simone i Clere z Francji jeszcze raz do Litchfield, a na wieczór wylądowaliśmy w Katherine, gdzie spotkaliśmy kolejnego znajomego, tym razem z Czech – Aldę, speca od didgeridoo (Jakieś foty z Aldą chyba wrzuciłem w pierwszym poście o Darwin). Z Aldą zwykliśmy spędzać sporo czasu podczas naszego pierwszego pobytu w Darwin. Ciekawy Typ, który od 10 lat jeździł stopem po całej Europie zarabiając grą na didgeridoo na ulicy, a teraz spełnia swe marzenie o spotkaniu prawdziwych aborygenów na terytorium Arnhem Landu.
Dołączyły jeszcze dziewczyny z Belgii i Niemiec, i było mega międzynarodowo, ale to jest to, co w podróżowaniu lubię najbardziej - za raz za negocjacjami z azjatami :). No właśnie, nie ma już codziennego targowania się o wszystko, więc jest trochę nudniej, ale Australia jest jak na razie barrrrdzoo mi się podoba.