Trochę szkoda nam było tego Kakadu National Park, bo to jeden z najważniejszych Parków Narodowych na świecie. Postanowiliśmy zawrócić do Darwin i popytać backaperów na Mindle Beach, którzy podróżują własnymi samochodami po Australii, czy ktoś nie jedzie w tamtym kierunku – moglibyśmy się dorzucić do paliwa, bo miejsce jest naprawdę warte zobaczenia. Zresztą po pierwszym tygodniu w Darwin byliśmy pewni, że ktoś będzie jechał i szukał kompanów, bo wtedy spotkaliśmy tam sporo takich ziomków. Po 30 sekundach łapania stopa z Katherine w kierunku Darwin zatrzymała się nam miła hiszpanka, Irene.
- Cześć, Jedziemy do Darwin.
- O niestety, ja jadę do Jabiru.
- Aha, a gdzie to jest
- W Centrum Kakadu National Park…
4 godzin później po kolejnych 300 km byliśmy już na miejscu bez konieczności zawracania do stolicy Terytorium Północnego. Jeszcze tego samego dnia oglądałem przepiękny zachód słońca ze skał Ubir, znanego z malowideł wykonanych przez aborygenów 8000 lat temu.
Ja zwykle spaliśmy w buszu, jak zwykle jak najdalej od pola namiotowego, za które trzeba płacić. Po wczesnej pobudce spacerkiem szliśmy w kierunku Aligator River, gdzie później mieliśmy szansę zobaczyć krokodyle słonowodne – te są agresywne - mogą atakować i pożerać ludzi. W drodze z buszu zauważył nas pewien Pan, który okazał się być sprzątaczem Toalet w Parku. Pogawędka była krótka:
- Nie powinno was tu być moi drodzy – powiedział gość – gdybym był Strażnikiem Parku Narodowego prawdopodobnie każdy z was zapłaciłby mandat po 5500$.
Fajnie pomyślałem – 16 tys. zł mandatu za poranny spacerek po buszu - no to fart…
…ale, Welcome to Australia