Pomimo tego, iż byłem już w kompleksie świątyń Angkor Wat, postanowiłem ponownie zaglądnąć w tę okolicę, jednakże tym razem bez zwiedzania świątyń. Mając dobre doświadczenia z poprzedniej wizyty w tym miejscu z lokalnymi ludźmi, przede wszystkim to oni byli głównym powodem mojej wizyty. Pomyślicie – no tak, jak chcesz wejść na teren kompleksu, musisz zapłacić. Myślicie że zapłaciłem? 20$? 500 metrów przed check pointem znalazłem ścieżką do dżungli, później była wioska, a później jedna z dróg, ale już na terenie kompleksu. Ot, i 20$ zostało w kieszeni. Jeśli jednak ktoś chce zwiedzać świątynie, musi zabulić, gdyż kontrole są przed każdym wejściem…
Ludzie którzy tu mieszkają, to jest jednak inny, biedny, ale uśmiechnięty świat. Najzabawniejsze jest to, gdy dzieciaki próbują ci wcisnąć coś (bransoletkę, pocztówki, bębenek, cokolwiek) powtarzając non stop „one dolar”. Wielu turystów po prostu kupuje, żeby dzieci się odczepiły, ale dopiero wtedy wpadają w tarapaty, gdyż zbiera się większa gromada, krzycząc „one dolar, one dolar, one dolar” z każdej strony. Mnie też kilka razy osaczyły…:) Uwielbiam te dzieciaki, ale wielu ludzi mówi, że ma złe wspomnienia z Kambodży właśnie dlatego, że otoczyła ich „grupa biednych, wrzeszczących bachorów”. Słyszałem takich opinii bardzo wiele, ale to tylko dzieci, które próbują przetrwać w surowym świecie, w jakim żyją. Jeśli nie chcesz kupić, wystarczy się uśmiechnąć i iść w swoją stronę, w końcu odpuszczają znajdując sobie inną „ofiarę”.