Muang Sing jest 8 km od granicy z Chinami. Tak się składa, że moja wiza do Chin jest ważna do końca Czerwca, a Syczuan na wiosnę jest taki piękny - to niecałe 1500 km stąd. Kurcze mam dylemat, bo miałem jechać na południe. Ale w Chinach jest teraz piękna wiosna. Pożyjemy, zobaczymy… Na razie czas na Laos!
Do Muang Sing przyjechałem na motocyklu wypożyczonym w Louang Namtha. W Muang Sing raz w roku jest festiwal, kiedy to wszyscy ludzie z okolicznych wiosek ubierają się odświętnie, przygotowują ogromne petardy i strzelają nimi, po czym celebrują głównego konstruktora nosząc go na specjalnie zbudowanym krześle, pijąc, tańcząc, bawiąc się na całego. Jeden dzień w roku. Tak się akurat złożyło, że Ja w ten jeden dzień trafiłem tutaj. Zupełnie przypadkiem (nie planowałem tego wcześniej). A ponieważ Laotańczycy są bardzo mili i gościnni, domyślcie się co było dalej. No i musiałem później wracać na motocyklu po górskiej drodze ponad 50 km. Ale po imprezie całe tłumy podpitych motocyklistów jechało podobnie jak ja, więc nie byłem wyobcowany. To taka miejska tradycja. Zresztą, jak już piszę o pijanych kierowcach, to pierwszego dnia z dworca autobusowego około godziny 23:00 do centrum Louang Namtha (11 km) przejechałem autostopem z kompletnie nawalonym motocyklistą z bardzo słabym światłem, które trzymał w jednej ręce – w drugiej ręce trzymał kierownicę. Oczywiście był bez kasku, jak 80% pozostałych motocyklistów w okolicy. W Laosie jest trochę inaczej, niż u nas – kwestia przyzwyczajenia i zaakceptowania tego. Każdy odpowiada za siebie i swoje bezpieczeństwo, i tyle…