W Laosie zakochałem się od pierwszego wejrzenia i jeszcze stąd nie wyjechałem, już wiem, że będę chciał tu kiedyś wrócić. Jest zielono, zielono, zielono, pięknie! Pora deszczowa nastała na dobre. Leje codziennie, czasami 1, 2 lub nawet 3 razy, ale są to krótkie tzw. shower’y, czyli ciepłe intensywne deszcze max. 2 godziny. Po ulewie niebo jest niebieskie, wszystko aż kipi życiem, wszystko paruje, temperatura powietrza rośnie. Jest przecudnie! A do tego nastał low season = bardzo, bardzo mało turystów. Dla mnie raj. Ceny za noclegi teraz, poza sezonem wahają się od 6 do 12 zł za dobę, jedzenie jest dwa razy droższe niż w Tajlandii, ale za to piwo Beerlao to koszt 10 000 kipów za 640 ml, czyli jakieś 4 złote :) Papierosy 1,30 zł za paczkę, chyba zacznę palić :) Żart, Mamo, Tato – bez stresu, nie zacznę…
W Louang Namtha wypożyczyłem motocykl na dwa dni i po prosu jeździłem po okolicy robiąc sobie krótki trekkingi niedaleko od szosy, czasem zaglądając do wiosek. Jeśli ktoś chce tanio kupić opium, to w takich wioskach sprzedawczynie bransoletek mają to , czego szukacie. Takiej dżungli jak tutaj jeszcze nie widziałem. Różnorodność owadów oraz motyli jest co najmniej imponująca. Niestety, czym piękniejszy motyl, tym szybciej ucieka przed moim obiektywem, więc musicie mi uwierzyć na słowo. Nam Ha National Protected Area słynie z obecności tygrysów, dzikich słoni, niedźwiedzi czarnych (tzw. wargaczy) i wielu innych rzadkich gatunków zwierząt. Niestety w tym parku nie miałem szczęścia do zagrożonych okazów fauny, ale krajobraz i niesamowita roślinność egzotyczna były dla mojego oka wystarczającą nagrodą za przyjechanie w to miejsce.