W Chiang Mai zobaczenie najważniejszych z pośród ponad 700 świątyń znajdujących się tutaj świątyń zajęło mi 1 dzień. Oprócz pięknych obiektów związanych kulturą buddyjską miasto ma do zaoferowania wiele różnego rodzaju rozrywek oraz możliwości aktywności fizycznej, czy też zajęć pozwalających bliżej poznać kulturę Tajlandii Północnej.
Na pierwszym miejscu jest oczywiście trekking i safari na słoniu, ale z racji faktu, iż wszystkie grupy jadą w to samo miejsce (okolice Mea Rim) oraz tego, iż już jeździłem na słoniu, podarowałem sobie powyższe i postanowiłem poszukać dla siebie czegoś bardziej wyrafinowanego :), a trekking zostawiłem sobie na górki oddalone jeszcze bardziej na północ, gdzie nie ma takiego tłoku (okolice Pai). Nawiasem mówiąc słyszałem, że w sezonie w wioskach koło Mea Rim jest więcej turystów, niż tubylców…
Coś bardziej wyrafinowanego… Gotowanie? Czemu nie!
Jednodniowy kurs tajskiej kuchni, to wydatek rzędu 800 bhatów (80 zł) (cena z ulotki), ale jak się trochę pomarudzi, to w którymś biurze z kolei można dostać za 700 bhatółw :)
W cenie kursu były oczywiście składniki i 6 posiłków, które sobie sami przygotowaliśmy.
Bardzo sympatycznie, polecam! Po kursie już nic w tym dniu nie dałem rady zjeść, taki byłem syty, i jeszcze na drugi dzień na śniadanie zostały mi banany opiekane w ryżu :).
Thai boxing, być w Tajlandii i nie pójść na arenę walk… Nie no, jak już tu jestem, to muszę to zobaczyć!
Na 6 walk wieczoru, aż 3 skończyły się knockout’em. Nie były to walki i knockout’y tak spektakularne, jak te, w których bierze udział Chuck Norris, ale i tak było niezłe „mordobicie”. Cena standardowa biletu w tourist office’ach 400 bhatów ( około 40 zł). Cena nie podlega negocjacji, nawet w kasie przy stadionie nie schodzą z ceny. Ja, jak to ja, byłem w kilkunastu biurach i w końcu dostałem bilet 350 bhatów :) Ale ze mnie Żyd, jakby to powiedział jeden z moich kolegów z Warszawy :) No ale budżet niski, a jest jeszcze trochę kilometrów do przejechania…
Szczególnie chciałbym polecić Pub North Gate Jazz Co-op, jeśli ktoś oczywiści lubi dobrą muzykę na żywo, tutaj jest codziennie… Z czterech wieczorów, które spędziłem w mieście Chiang Mai, przez trzy dni byłem obecny w tym klubie, za każdym razem ciary na plecach, taki jazz!
Dnia czwartego w Chiang Mai wynająłem motocykl z zamiarem pojechania do Pai, jeszcze dalej na północ, ale przy wyjeżdżaniu z miasta była jakaś impreza przy świątyni Wat Suan Dok, więc przystanąłem… Zauważyli mnie… No i już nigdzie nie pojechałem. Okazało się, że studenci z okazji Songkran (ale kilka dni po Songkran) co roku robią taką imprezę dla wykładowców, celem okazania szacunku. Ot, taki tajlandzki zwyczaj. Ot, nici z dzisiejszego wyjazdu do Pai. A ponieważ po imprezie było już trochę późno na wyjazd z miasta, postanowiłem, że zostanę i wyjadę następnego dnia rano. Poszedłem na spacerek do Świątyni Wat Suan Dok i zobaczyłem Małego Mnicha, który właśnie skończył medytować. Mam dziś czas, a co tam, zapytam, jak on to robi? No i miałem godzinnym wykład z medytacji. Później powiedział, że akurat dzisiaj w jednej ze świątyń jest coś w rodzaju „otwartych godzin” (wtorki, środy, soboty od 17:30), gdzie siedzi bardziej doświadczony w medytacji Monk i można mu zadawać pytania. A co tam, mam czas! Pojechałem do świątyni Wat Si Suphan, znalazłem Monka. Trochę się kiedyś interesowałem buddyzmem i medytacją, więc ja, jak to ja, od razu z trudnymi pytaniami wyskoczyłem :) No i przegadaliśmy cały wieczór, (tj do 21:30, bo później był tylko jazz) O medytacji, o buddyzmie, o tym, jak to jest być mnichem buddyjskim, dlaczego wybrał taką drogę, dlaczego się modlą, skoro nie mają boga ( bo Budda to nie Bóg, jakby ktoś nie wiedział), czemu jedzą mięso i takie tam pierdoły, które mnie interesują, a was pewnie trochę mniej, więc nie będę tego opisywał. Dla mnie: Fajny dzień! Fajniutki! Na koniec powiedział, że jeśli mnie to bardziej interesuje, mogę zapytać o kurs medytacji w świątyni Suthep. Następnego dnia rano, zanim ruszyłem w kierunku Pai, postanowiłem zaglądnąć do Świątyni Suthep z pytaniem, czy mają taki kurs i ile to kosztuje?
- Tak organizujemy taki kurs, akurat dzisiaj się zaczyna, albo za 2 tygodnie.
- Dzisiaj!? A ile to kosztuje?
- Nic, kurs trwa 4-21 dni, zależy od dyspozycyjności, Osobny pokój, jedzenie (wegetariańskie), konsultacje z mentorem, wszystko za darmo!
No i pojechałem do Pai… 4 dni później :)
To były 4 dni bez przedmów, bez niczego, bez gadania. Byłem tylko ja w tym śmiesznym białym stroju, który mi dali, spokój, śpiew ptaszków (czasem małpy przyszły z dżungli na pobliskie drzewa) i tylko praktyka medytacji w Świątyni na chłodnych stokach góry Suthep 1000 m n.p.m. kilkanaście kilometrów od miasta. Chłodnych stokach jak na Tajlandię, tj. poniżej 25 stop. C. Na dole w mieście było powyżej 35 stop. C Jedyna osoba, z którą zgodnie z zasadami klasztoru rozmawiałem był nasz Nauczyciel. Może wydawać się to głupie, ale zakaz rozmów, słuchania muzyki, czytania czy korzystania z komputera pozwolił mi w pełni skupić się podczas tych czterech dni na wskazówkach Mnicha i medytacji. Sztuka medytacji nie ma nic wspólnego z wiarą, Bogiem, jakimiś tam wizjami czy halucynacjami - to tak dla jasności. Medytacja jest świetnym sposobem radzenia sobie z problemami i nieszczęściami dnia codziennego poprzez odpowiednie ćwiczenia oddechu połączonego z odpowiednim myśleniem o tym oddechu, tyle! Przynajmniej taka jest technika stabilizująca, której tutaj uczą, bo technik jest wiele… Dla mnie przede wszystkim najważniejsze jest to, że pozwala radzić sobie ze stresem i właściwie dlatego tutaj przyszedłem. Kiedyś może mi się to przyda, jak wrócę do roboty, nie? Trzeba tylko praktykować... Bardzo, bardzo fajne doświadczenie!